Moje muzyczne curriculum vitae

Ukończyłam średnią szkołę muzyczną, Studium Piosenkarskie, a potem Wydział Wokalny Muzyki Rozrywkowej na Akademii Muzycznej. Moją pasją jest śpiew klasyczny. Interesuję się również jazzem. Obecnie pracuję jako wokalistka, prowadzę własny zespół muzyczny o znaczącej nazwie ,,Scat”. Pełnię również funkcję menedżera tego zespołu, jak również zespołu ,,Medium” kierowanego przez mojego męża.

W swojej pracy zawodowej stykam się z wieloma ludźmi, którzy słuchają jak śpiewam. Prawie zawsze ktoś zadaje pytanie dlaczego śpiewam tu, a nie gdzie indziej… w teatrze, filharmonii, w blasku świateł na ogromnej scenie, wśród owacji publiczności… Uśmiecham się wtedy, bo za każdym razem musiałabym powtórzyć, że…

…muzyczny świat teatru czy filharmonii to hermetyczne środowisko, do którego dostęp jest bardzo ograniczony. Nie wystarcza miejsc dla wszystkich, nawet jeśli spełniają surowe kryteria – posiadają talent, wykształcenie, umiejętności. Na życiową szansę trzeba czekać bardzo długo, a kiedy nadarza się, często nie można jej już wykorzystać, bo człowieka wiąże sieć zależności, musiałby egoistycznie porzucić wszystko i wszystkich…

…zaistnienie na scenie w tak zwanym show-biznesie wymaga najpierw ogromnego nakładu pieniędzy, żeby opłacić sztab ludzi wykwalifikowanych w tej branży, potem bardzo przydatne jest szczęście, a dopiero na końcu – talent. Popularność programów telewizyjnych, w których ludzie uzdolnieni w różnych dziedzinach walczą, żeby zaistnieć na scenie, obrazuje właśnie tę trudną drogę do sławy. Ilu zwycięzców tych konkursów, chwalonych za nieprzeciętne zdolności, którym jury wróżyło świetlaną przyszłość na scenie, naprawdę robi karierę?

Zawsze chciałam śpiewać dla ludzi. Umiem cieszyć się tym, co dziś robię. Niczego nie żałuję. Z przyjemnością więc wspominam swój bieg życia, swoje muzyczne curriculum vitae…

__________

„Dzieciństwa mego blady, niezaradny kwiat
Osłaniały pieszczące, cieplarniane cienie.
Nieśmiałe i lękliwe było me spojrzenie
I stawiając krok cudzych czepiałem się szat.”
/Leopold Staff „Curriculum vitae”/

I. Nieopierzona śpiewaczka, czyli jak debiutowałam

Urodziłam się w malowniczej osadzie, w międzywojennym kurorcie wypoczynkowym, w obecnym województwie mazowieckim. Muzyka od zawsze mi towarzyszyła, bo wszyscy w domu byli utalentowani muzycznie. Od wczesnego dzieciństwa byłam ogromnie wrażliwa na dźwięki. Rodzice już wtedy przeczuwali, że moim przeznaczeniem będzie muzyka. Cieszyli się i martwili jednocześnie. Talent muzyczny w połączeniu z cechami charakteru, które wówczas przejawiałam, mógł zwiastować kłopoty. Miałam zdolności przywódcze i potrafiłam je wykorzystać w zabawach na podwórku. Jednocześnie kontrastowało to z moim wyglądem zewnętrznym – długo wyglądałam bardzo dziecinnie, mniej dojrzale niż moje rówieśniczki i tak też mnie traktowano – jak małe dziecko. Buntowałam się, byłam pyskata i niepokorna. Jednocześnie wewnątrz mnie drzemała ukryta wrażliwość, która znajdowała swe ujście w muzyce.

Mój debiut, jak to często bywa, miał miejsce na szkolnej scenie, a pierwszą publicznością – oczywiście zaraz po najbliższej rodzinie, byli szkolni koledzy i nauczyciele. Żadne przedstawienie nie odbyło się potem bez mojego udziału – stałam się niemal etatową piosenkarką i recytatorką. Żeby się waliło i paliło, było wiadomo, że można na mnie liczyć. Do tego potrafiłam pilnować porządku również za tzw. kulisami, wiedziałam kto jest po kim, co ma robić itd.

Świadomość, że moje umiejętności wokalne wykraczają poza przeciętność i należy je rozwijać, mieli zapewne moi nauczyciele w szkole podstawowej, a przede wszystkim jej dyrektor, muzyk, skrzypek z wykształcenia – pan Czarnecki. To on uświadomił mi, że talent to nie wszystko – należy ciężko pracować, żeby głos był mi posłuszny. Uczęszczałam więc na zajęcia muzyczne i teatralne. Dyrektor wyszukiwał różnego rodzaju konkursy wokalne i recytatorskie, festiwale, przeglądy, na których mogłabym wystąpić. Pomagał mi się do nich przygotować, a potem mi na nich towarzyszył, obserwując postępy i udzielając cennych rad. Byłam niezwykle ambitną uczennicą, więc zawsze wracaliśmy z tych konkursów z  nagrodami, dyplomami i pochwałami.

Te pierwsze doświadczenia muzyczne wbrew pozorom były bardzo ważne, uczyły cierpliwości, systematyczności i pracowitości, bo trzeba było łączyć codzienne obowiązki szkolne z dodatkowymi zajęciami. Dla dziecka, którym byłam, oznaczało to wiele wyrzeczeń, ale podejmowałam ambitnie wyzwania i wywiązywałam się z nich wzorowo. Tak pozostało do dziś…

Los zetknął mnie wówczas z wieloma przyjaznymi mi ludźmi. Łączyła nas miłość do muzyki. W okresie szkoły podstawowej należałam do chóru kościelnego. Dostałam się do niego z inicjatywy dyrektora Czarneckiego, mimo że nie spełniałam jeszcze wymaganego kryterium wiekowego. Po około roku zostałam solistką chóru. Występowaliśmy w wielu miejscach i odnosiliśmy sukcesy na scenie. Siostra zakonna – organistka, która prowadziła chór, była osobą o niezwykłej intuicji. Potrafiła przekazać nie tylko wiedzę z zakresu muzyki, ale wspierała duchowo w okresie burzliwej młodości. Te czasy wiążą się także z poszerzeniem działalności chóru o kościelny teatrzyk. Występowałam w nim chętnie jako solistka, ale też aktorka. Uwielbiałam to. Zdałam sobie wtedy sprawę, że chcę występować na scenie i śpiewać. Nie marzyłam o wielkiej sławie, bo ludzie, którym zawdzięczam ukształtowanie mojego systemu wartości, nie byli ani sławni, ani bogaci, a mimo to stanowili autorytet dla otoczenia.

Przykładem takiej osoby był również muzyk – akordeonista, pan Henryk Majewski. Prowadził zespół wokalny, który działał w świetlicy na naszym osiedlu. Jako instruktor był niezwykle wymagający, dzięki temu wiele zyskałam uczestnicząc w próbach muzycznych oraz jeżdżąc z występami po całej Polsce.

W piątej klasie szkoły podstawowej rodzice kupili mi pianino, o którym od dawna marzyłam. Zapisali mnie także do ogniska muzycznego – do klasy fortepianu. Po kilku latach ukończyłam je, ale nabrałam jeszcze większego przekonania, że jednak śpiewanie jest dla mnie najważniejsze. Zdecydowałam także, że moja dalsza edukacja będzie związana ze szkołą muzyczną.

__________

„Młodość ma pierwsze skrzydła swe wysłała w świat,
Kiedy nad wiosnę milsze zdały się jesienie.
Więc kochałem milczenie, wspomnienie, westchnienie
I plotłem chmurom wieńce z swych kwietniowych lat.”
/Leopold Staff „Curriculum vitae” c.d./

II. ,,Time to say goodbye…”

Ukończenie szkoły podstawowej zamknęło okres mojego pracowitego, ale też i pozbawionego wielkich trosk dzieciństwa. Szkoła średnia przyniosła wiele trudnych doświadczeń. Musiałam opuścić rodzinny dom i przyjechać do nieznanego mi wtedy Radomia, żeby tu podjąć naukę. Zamieszkałam w obcym mieszkaniu i uczęszczałam jednocześnie do dwóch szkół – do liceum ogólnokształcącego i do szkoły muzycznej (I i II stopnia). Znalazłam się w obcym, nieprzyjaznym środowisku. Liceum było duże, koledzy i koleżanki zamknięci w sobie, zajęci nauką, nauczyciele – nieprzystępni i niezainteresowani integrowaniem uczniów, ani poznawaniem ich sytuacji. Podobnie było w klasie muzycznej, z wyjątkiem relacji z wychowawczynią w klasie śpiewu – panią prof. Zofią Jankowską. Polubiłyśmy się od samego początku. Poświęciła mi wiele uwagi od początku aż do egzaminów wstępnych na Akademię Muzyczną.

Z biegiem czasu przyzwyczaiłam się do swojego nowego życia, ale było mi bardzo trudno. Nie miałam czasu na nic, nawet na zwykły spacer, nie mówiąc już o jakichkolwiek spotkaniach towarzyskich, dyskotekach czy innych rozrywkach, w których uczestniczyli moi rówieśnicy. Dodatkowo sytuacja finansowa moich rodziców w tamtym czasie pogorszyła się i nie mogłam już liczyć na ich wsparcie finansowe. Jako nastolatka podjęłam swoją pierwszą pracę zarobkową. Śpiewałam w różnych zespołach muzycznych, żeby zarobić na swoje utrzymanie. Pracowałam więc w soboty i niedziele. Nigdy wcześniej nie przypuszczałam, że tak szybko będę musiała stać się dojrzałą i odpowiedzialną. Pracując z dorosłymi wiele się od nich nauczyłam, zobaczyłam życie z innej perspektywy.

Bardzo długo ukrywałam w obu szkołach fakt, że pracuję. W liceum nie miałam problemów z ocenami, ale zdecydowanie większą przyjemność dawała mi nauka w szkole muzycznej. W klasie wokalnej byłam najlepsza. Pani prof. Jankowska często wysyłała mnie na wszelkiego rodzaju konkursy i przeglądy. Reprezentowałam szkołę wszędzie tam, gdzie byliśmy zapraszani. Śpiewałam repertuar muzyki operowej i operetkowej. Pokochałam również muzykę klasyczną za sprawą znakomitego muzyka i pedagoga – prof. Balmowskiego. Wykładał historię muzyki i harmonię, prowadził szkolny chór i właśnie mnie wybrał na solistkę. Dużo koncertowaliśmy. Profesor był bardzo wymagający, nie było miejsca na żadną nieczystość, każdy dźwięk musiał brzmieć perfekcyjnie. Dążenie do perfekcji wpisało się od tamtego czasu na stałe w moje śpiewanie.

Rok po maturze zdobyłam dyplom ukończenia szkoły muzycznej I i II stopnia na Wydziale Wokalno – Aktorskim. Zdałam też inny, bardzo trudny egzamin… w szkole życia.

__________

„Dopiero od posągów, od drzew i od trawy,
Z którymi żyłem długo wśród dalekich dróg,
Nauczyłem się prostej, pogodnej postawy.”
/Leopold Staff „Curriculum vitae” c.d./

III. Porażka czy sukces?

Przystąpiłam do egzaminu w  Akademii Muzycznej w Warszawie na Wydziale Wokalno – Aktorskim. W przygotowaniu się do niego pomagała mi pani prof. Jankowska, która wybrała dwie bardzo trudne pozycje. Przed egzaminem akompaniatorka, słysząc moje wykonanie, zapytała dlaczego ja chcę dalej się kształcić, bo głos mam tak dobrze poprowadzony, że mogłabym się starać o pracę w teatrze lub filharmonii. Egzamin był otwarty, więc można było posłuchać innych zdających. Spośród 300 kandydatów wybrano dwie osoby. Wydawało mi się, że zaśpiewałam poprawnie, ale niestety do drugiego etapu nie przeszłam.

Zaskoczeniem było dla mnie spotkanie z prof. Trawińską – Moroz, gdy tydzień po egzaminie odbierałam swoje dokumenty z uczelni. Profesor zaproponowała mi nieodpłatne lekcje śpiewu, a także zaprosiła mnie do swojego teatru muzycznego. Byłam niezmiernie zaskoczona taką propozycją i natychmiast ją przyjęłam. Dzięki lekcjom i wyjazdom z teatrem muzycznym prof. Trawińskiej – Moroz nabrałam większego doświadczenia i poznałam wielu nieprzeciętnych ludzi.

W tym czasie poznałam także panią Marię Fołtyn. Zaprosiła mnie do swojego domu, posłuchała mojego śpiewu i udzieliła wskazówek jak przygotować się, by ponownie zdawać na uczelnię. Ale nie tylko… poczęstowała mnie również obiadem i poznała ze swoją matką…

__________

„I kiedym, stary smutku dom zburzywszy w gruzy,
Uczynił z siebie jeno wschodom słońca próg,
Rozumie mnie me serce i kochają Muzy.”
/Leopold Staff „Curriculum vitae”/

IV. Rozsądne kompromisy

Szczęśliwych zbiegów okoliczności i niezwykłych spotkań było w moim życiu wiele, ale to jedno na zawsze wyznaczyło moją drogę, moje curriculum vitae… Zakochałam się, wyszłam za mąż i urodziłam syna. Wiele się zmieniło, ale nigdy nie porzuciłam marzeń o śpiewaniu. Tym bardziej, że mąż podzielał moje zainteresowania i pasje. Jest muzykiem, a przede wszystkim wokalistą. Podobnie jak ja kształcił się muzycznie przez wiele lat. Uczęszczał do Studium Piosenkarskiego w Warszawie. Lekcji śpiewu udzielali mu m.in. Jerzy Waldorff i Andrzej Seroczyński. Wspólne życie oznaczało wspólne wybory. Długo miałam dylemat czy kształcić się w kierunku muzyki klasycznej, czy rozrywkowej, jak połączyć sprawy domowe i dalsze kształcenie, aby nikt z bliskich nie był pokrzywdzony. Nie bez znaczenia były też kwestie finansowe. Nie mogliśmy pozwolić sobie na zamieszkanie w Warszawie, abym mogła tam studiować. Zwyczajnie, nie mielibyśmy z czego się utrzymać.

Zrezygnowałam więc na pewien czas ze swoich planów. Założyliśmy z mężem zespół muzyczny, który istnieje do tej pory i stale się rozwija. Podjęłam również pracę jako nauczycielka wychowania muzycznego w szkole podstawowej, a także udzielałam prywatnych lekcji śpiewu. Za część zarobionych pieniędzy sama się kształciłam pobierając lekcje śpiewu u pani Ewy Cybulskiej, Elżbiety Marciniak, Anny Serafińskiej. Jeździłam także na warsztaty jazzowe do Puław i na warsztaty prowadzone przez panią Elżbietę Zapendowską. Zaczęłam coraz bardziej interesować się muzyką rozrywkową. Podobała mi się ta technika śpiewania, choć bardzo różniła się od śpiewu klasycznego. Po dwóch latach ćwiczeń dostałam się do Studium Piosenkarskiego, a potem na Akademię Muzyczną – na Wydział Wokalny Muzyki Rozrywkowej. Zdobyte umiejętności nieustannie doskonalę. Mam ciągle w pamięci słowa nieżyjącej już pani Marii Fołtyn, że głos trzeba ćwiczyć przez całe życie.

Drogą wielu wyrzeczeń, systematycznej pracy, a także kompromisów, które podpowiadał mi rozsądek, osiągnęłam wytyczony cel – zdobyłam wykształcenie, a moje życie zawodowe i prywatne na trwale związane jest z muzyką. Bliskie mi osoby podzielają moje pasje. Nie jestem ani sławna, ani bogata, ale na pewno jestem szczęśliwa. Poprzestałam ,,na małym”. Prowadzę własny zespół muzyczny i decyduję o tym, co robię.

Dziś, z bagażem różnych doświadczeń, gdybym miała całkowity niczym nieskrępowany wpływ na bieg mojego życia, chciałabym, żeby potoczyło się tak: Urodziłam się w malowniczej osadzie, w międzywojennym kurorcie wypoczynkowym, w obecnym województwie mazowieckim…