All the time you need to sow

Bardzo często sprawdza się w moim życiu zasada siania i zbierania. Jeśli siejemy dobro – miłość, wiarę, nadzieję, to za jakiś czas dostaniemy je z powrotem od innych ludzi. Jeśli siejemy fałsz i nieufność, za jakiś czas zostaną nam one zwrócone z naddatkiem.

Z Izabellą Szymańską – wokalistką i menedżerką dwóch znanych zespołów muzycznych o pracy, ale i o życiu rozmawia Grzegorz Bugła.

__________

Jest pani menedżerem zespołów ,,Medium” i ,,Scat”. Jak to się stało, że udało się Pani zdobyć tak dużą popularność w tej dziedzinie? Działacie z dobrym powodzeniem nie tylko na muzycznym rynku radomskim, ale również na terenie całej Polski. Czym się różnicie od innych radomskich zespołów, których jest przecież bardzo dużo? Czy jest jakaś gotowa recepta na sukces?

Izabela Szymańska: Oczywiście nie ma żadnej gotowej recepty, a samo pojęcie sukcesu jest bardzo relatywne. Sukces jest efektem finalnym jakiegoś przedsięwzięcia, a ja cały czas jestem w drodze i wcale nie mam zamiaru spocząć na laurach. To nie jest tak, że coś się samo udaje. Na uzyskanie pożądanego efektu złożyło się wiele lat ciężkiej pracy oraz sposób podejścia do tego, co robię. Nie traktuję mojej pracy wyłącznie jako sposobu na zarabianie pieniędzy, ale jest to przede wszystkim moja życiowa pasja, dlatego to, co robię przynosi satysfakcję nie tylko mnie, ale również ludziom, dla których występuję wraz z zespołami.

Rozumiem, że chodzi o waszych zleceniodawców? Czy może pani zdradzić dla kogo najczęściej pracujecie?

Naszymi kontrahentami są najczęściej firmy, dla których ,,gramy” bankiety i inne imprezy okolicznościowe. Najwięcej przyjemności sprawia nam jednak możliwość pracy dla osób prywatnych, które organizują swoje przyjęcia weselne. To duże wyróżnienie, jeśli ktoś decyduje się na to, abyśmy w tak ważnym dniu mogli towarzyszyć młodej parze. Gramy również na innych okolicznościowych imprezach, występujemy na koncertach, festynach, balach studniówkowych. Chcemy grać możliwie jak najwięcej koncertów, przede wszystkim w miejscach, w których nas jeszcze nie słyszano. Ważne jest, aby z naszą muzyką dotrzeć do jak największej liczby słuchaczy, aby mogli ją poznać, a potem polubić.

Czy uważa Pani, że osiągnęła już wszystko? Czy ma Pani jeszcze jakieś marzenia do zrealizowania?

Osiągnęłam już dużo, ale mam świadomość tego, że życie jest nieustającym procesem, w którym zachodzą ciągłe zmiany. Trzeba umieć się do tych zmian dostosować. Przy okazji trzeba wyrobić w sobie zdolność podejmowania przemyślanych i trafnych decyzji – to w zawodzie menedżera podstawowa umiejętność. Jestem otwarta na zmiany i nie zamierzam osiąść na laurach. Mam marzenie, aby poprzez swoją pracę pomagać innym ludziom, dawać im wiarę, nadzieję na lepsze jutro. Nie chodzi mi tylko o grono najbliższych mi osób, ale o różnych ludzi, z którymi styka mnie los. Praca i profity z niej płynące to ważna rzecz, ale jest jeszcze coś ważniejszego – przekonanie, że można ofiarować komuś część siebie, dodać komuś siły i otuchy, podać rękę i wyprowadzić z życiowego dołka. Bardzo często sprawdza się w moim życiu zasada siania i zbierania. Jeśli siejemy dobro – miłość, wiarę, nadzieję, to za jakiś czas dostaniemy je z powrotem od innych ludzi. Jeśli siejemy fałsz i nieufność, za jakiś czas zostaną nam one zwrócone z naddatkiem. To, co się sieje, potem się zbiera. Ale pomiędzy momentem zasiewu, a momentem żniw upływa często dużo czasu. Dlatego wiem, że w moim życiu wydarzy się jeszcze wiele niezwykłych rzeczy.

Czy może Pani zdradzić swoje plany na przyszłość?

Tylko częściowo, żeby nie zapeszyć. Otóż jestem w trakcie realizacji dwóch poważnych projektów muzycznych.

Czy te projekty są związane z dotychczasową formą Pani działalności muzycznej?

Nie, nie ma to nic wspólnego z tym, co wykonują moje zespoły, czyli śpiewaniem coverów.

Praca na stanowisku menedżera zespołu muzycznego wymaga fachowej wiedzy. Czy nie stanowi to dla Pani bariery?

Skończyłam średnią szkołę muzyczną oraz Wydział Wokalny Akademii Muzycznej – więc posiadam dostateczny zasób wiedzy, aby prowadzić swoją działalność.

Posiada Pani wyższe wykształcenie muzyczne. Czy nie czuje Pani pewnego dyskomfortu związanego z tym, że śpiewa Pani na przyjęciach i bankietach okolicznościowych?

W żadnym wypadku nie. Po pierwsze, absolutnie nie uważam, że ludzie na przyjęciu weselnym są gorsi i mniej wymagający niż na przykład na koncertach. Przecież są to często ci sami ludzie! Na rynku firm realizujących obsługę muzyczną imprez rozrywkowych, a w szczególności obsługujących wesela, pojawia się coraz więcej podmiotów. Są to zespoły muzyczne na co dzień grające różne gatunki muzyki – na przykład kapele folkowe czy też zespoły rockowe. Właśnie tego rodzaju praca może dużo nauczyć. Jest to porządna szkoła życia, z czego niektóre nieprofesjonalne, traktujące tę pracę dorywczo i liczące na łatwy zysk, zespoły muzyczne nie zdają sobie sprawy. Szeroka oferta usługowa, wprowadza u osób organizujących swoje wesele, konieczność podejmowania decyzji w oparciu o szczątkowe i trudne do zweryfikowania informacje. Jest wiele zespołów, które niestety traktują granie na weselach jak rozrywkę, okazję do wyrwania się z domu. Na początku zapytał mnie pan o to, czym się różnimy od innych zespołów – właśnie tym, że podchodzimy do swojej pracy profesjonalnie i odpowiedzialnie. Tak czy inaczej, dla mnie zawsze najważniejsza jest muzyka. To dzięki niej jestem tym, kim jestem.

Jest Pani nie tylko menedżerem, ale również muzykiem – wokalistą. Jak Pani sobie radzi z łączeniem tych dwóch funkcji?

Radzę sobie bardzo dobrze. Przede wszystkim jestem wokalistką, ale myślę, że radzę sobie nieźle również jako menedżer. Zresztą lubię wyzwania. Praca menedżera przypomina pracę wokalisty – zarówno w jednym, jak i w drugim zawodzie dużo pracuje się głosem… A tak już całkiem serio mówiąc: łącząc te dwie profesje lepiej rozumiem oczekiwania naszych klientów, lepiej dostosowuję się do nowych sytuacji, łatwiej radzę sobie w relacjach interpersonalnych. Być dobrym menedżerem, to tak samo jak być dobrym artystą-wokalistą. Trzeba być po prostu kreatywnym, w wyobraźni stworzyć ciekawą wizję tego, co ma nastąpić w rzeczywistości. To naprawdę ekscytujące zajęcie, które cały czas uczy mnie czegoś nowego.

Pracuje Pani z mężem, który jest również muzykiem. Dlaczego nie on jest menedżerem?

Mąż jest doświadczonym i dobrym muzykiem – wokalistą, bardzo dużo mi pomaga w sprawach organizacyjnych, ale sam uważa, że do roli menedżera mam lepsze predyspozycje. Zresztą to nigdy nie jest tak, że to ja podejmuję jednoosobowe decyzje. Nie jestem dyktatorem. Zawsze słucham wskazówek i rad bliskich mi osób.

Jak patrzy Pani na coraz bardziej wyrazistą i ważną rolę Internetu w promowaniu muzyki? Czy to pomoże w jakiś sposób w promowaniu waszej pracy artystycznej?

Jest takie powiedzenie, że jeśli czegoś nie ma w Internecie, to znaczy, że to coś nie istnieje. I rzeczywiście, rozwój Internetu to wielkie osiągnięcie cywilizacyjne, potężne narzędzie, które urosło w siłę wprost na naszych oczach. Zaledwie parę lat temu rola Internetu w promowaniu muzyki była dużo mniej odczuwalna. Uświadomiliśmy to sobie przy okazji tworzenia projektu naszej strony internetowej. Na pewno znaczenie Internetu w promowaniu muzyki będzie wzrastać tak jak wzrasta w każdej dziedzinie życia. Na pewno też powinniśmy cieszyć się łatwością, z jaką można teraz dotrzeć do muzyki zespołów, których nazwy gdzieś zasłyszeliśmy. Nasza aktywność w sieci będzie wzrastać z miesiąca na miesiąc. Chcemy wykorzystywać potencjał nowoczesnych środków przekazywania informacji.

Na koniec naszej rozmowy proszę powiedzieć co by Pani radziła zespołom, które wchodzą na rynek albo tym, które nie mogą sobie na nim poradzić?

Przede wszystkim powinni wiedzieć o tym, że zawód muzyka to bardzo ciężka i pełna wyrzeczeń praca. Ważny też jest kontakt z drugim człowiekiem. W tym zawodzie trzeba szanować ludzi, uczyć się ich słuchać, żeby zrozumieć czego od nas oczekują. To uczy pokory, ale pokora w tym zawodzie jest rzeczą niezbędną. Zadufanie w sobie może doprowadzić do katastrofy. Najważniejsza jest jednak sama muzyka – to właśnie ona musi być w centrum naszego zainteresowania. Gdy artyzm przeradza się w rzemiosło, bardzo szybko traci się motywację do rzetelnego wykonywania tej pracy. Na szczęście my nie mamy z tym żadnego problemu, bo po prostu lubimy to, co robimy.

Można zatem stwierdzić, że jest Pani szczęśliwym człowiekiem, bo przecież nie ma nic gorszego jak pracować w zawodzie, którego się nie akceptuje, który się wykonuje jak za karę?

O tak! Bez wątpienia uważam się za osobę szczęśliwą, co wcale nie oznacza, że już nie mam nic do zrobienia, poprawienia, udoskonalenia. Życie to proces. Zbieramy to, co zasiejemy. A siać trzeba cały czas.

Dziękuję za wywiad i życzę sukcesów – zarówno tych zawodowych, jak i dotyczących życia prywatnego.

Ja również bardzo dziękuję i zapraszam na nasze koncerty.